czwartek, 26 kwietnia 2012

imagin 5


Znowu. Kolejny raz to się powtarza. Dlaczego nie mogę być w normalnej rodzinie ? Bez kłótni, bez wulgarnych słów. Nie myślcie, że patologia. Po prostu jesteśmy za bardzo nerwowi. Tym razem emocje wzieły górę. Skończyło się to moim nagłym i nieopanowanym płaczem. Tak wielkim, że jak biegłam już przez wieczorną, ciemną ulicę każdy kto tylko znalazł się obok mnie przypatrywał się z zaciekawieniem i szukał nowej sensacji. Ludzie to taborety! Może nie wszyscy, ale większa większość. Po raz kolejny wszystko się wali i mam ochotę odebrać sobie życie. To chore, wiem, ale gdy człowiek się tak czuje, jak ja w tej chwili ta myśl jest nawet wskazana. Również, broń Boże nie myślcie, że mam zaburzenia. Chyba wy też czasami znajdujecie się w takiej chorej sytuacji. Nie zdążyłam nawet Alice tego powiedzieć. Nie miałam nawet ochoty z nią rozmawiać i wszystko tłumaczyć. Tylko po raz kolejny bym się zdenerwowała. Biegłam przed siebie, a łzy oznaczały za mną drogę. Lały się ciurkiem. Dawno tak nie płakałam, a płaczę dość często. Postanowiłam się zatrzymać na pobliskim moście, pod którym jeżdżą pociągi. Dokońca legalne nie jest przebywanie tam, ale nikogo to nie obchodzi. To jest moje miejsce. Zna każdy sekret i posiada morze moich łez w sobie. Jakby ktoś nie znał jego historii mogłabym powiedzieć, że  z nich powstał. Często przychodzą tu niepełnoletni żeby się napić lub porzucać kamieniami na jeźdżące pociągi. Ja nie po to tu przychodziłam. Przychodziłam w zupełnie innym celu.
Usiadłam na murku, a łzy nadal spływały po mojej twarzy. Telefon wibrował w mojej kieszeni, ale to nie zwraqcało mojej najmniejszej uwagi. Niech dzwoni. Teraz nic mnie nie obchodzi. Przesiedziałam tu dosłownie pół nocy. Na szczęście nikogo więcej nie było, więc mogłam  się nacieszyć intymnością. Około godziny 3 wstałam i poszłam przed siebie. Po raz kolejny telefon zawibrował. W końcu postanowiłam go odebrać, bo ten ktoś nie dałby mi spokoju, a telefonu nie chciałam wyłączać, bo chciałam mieć poczucie mijającego tak szybko czasu.
- Słucham - rzuciłam sztywno jakby z łaski.
- Mattie !! Gdzie ty jesteś ? Tak bardzo się martwiłem ! - krzyczał z troską i niespokojem.
- Nie ważne gdzie jestem. Już nic nie jest ważne.
- O czym ty mówisz ? - był zdezorientowany.
- To koniec. Wybacz. Mam dosyć - wyłączyłam się i kolejny raz wybuchłam płaczem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że z nim ZERWAŁAM! Jestem nienormalna. Jak mogłam to zrobić ? Zresztą. Może lepiej mu będzie beze mnie.
Nad ranem wróciłam do domu cała zapłakana pachniałam wiatrem. Udało mi się, akurat nikogo nie było w domu. Wszyscy wyszli. Wykąpałam się i przebrałam. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie zakładając turban na głowę poszłam zobaczyć czego dusza pragnie. Przez judasza zauważyłam, że za drzwiami stoi Harry. Nie mogłam go wpuścić. Było mi strasznie głupio. Zresztą nie chcę znowu tej "ważnej" rozmowy jak to bardzo mnie kocha i nie chce mnie stracić. Ja też go kocham, ale chyba będzie lepiej jeśli się rozstaniemmy. Jestem skazana na bycie samą. Sama ze swoin=mi problemami i debilnym życuiem. Niektóre sprawy po prostu mnie przerastają i są ode mnie silniejsze. Choćbym nie wiadomo jak bardzo się starała to i tak jest źle.
Nadal dobijał się do drzwi. Szepnęłam tylko ciche "przepraszam" i odeszłam nie czekając na odpowiedź. Słyszałam tylko "fuck" więcej już nie chciałam. Minął tydzień, a ja nie widziałam Harrego. Rozpierdalało mnie od środka, ale byłam silna. Alice twierdziła, że to moja sprawa, ale ona by tego nie skreslała, bo jesteśmy dla siebie stworzeni.
Sobota rano. Usłyszałam pukanie do drzwi. To był Zayn. Postanowiłam go wpuścić, bo za długo już nie dawałam im oznaku życia.
- Cześć, wejdź - rzuciłam do niego i zaprosiłam go do środka.
- Matt. Musimy porozmawiać - mówił oficjalnie.
- Tssaaa, chyba wiem o czym.
- Chyba nie jesteś świadoma tego, że Harry cierpi tak strasznie, że nie śpi w nocy, a jeżeli nawet uda mu się zasnąć to przez sen wypowiada twoje imię ?
Słuchałam go bez przerywania, co bardzo rzadko mi się zdarzało.
- On Cię kocha ponad wszystko. Wierzę, że ty go też. Przecież wiesz, że tak nie może być dalej ?
Po policzku pociekła mi słona łza. Przyzwyczaiłam się już do tego smaku.
- Porozmawiaj z nim. I tobie i jemu wyjdzie to na dobre. Ja już nie mogę patrzeć jak on się wykańcza - przytulił mnie, pocałował w czoło po czym oznajmił, że musi iśc, bo za 15 minut mają próbę. Pożegnałam go i usiadłam bezczynnie na łóżku. Bardzo długo nad tym rozmyślałam. W końcu po długich refleksjach stwierdziłam, że Zayn i Alice mają rację i zrobiłam źle, ponieważ on i Alice to najważniejsze osoby w moim życiu. To one podtrzymują mnie na duchu i nie pozwalają mi upaść. Była 18. napewno są już w domu. Założyłam bluzę, zamknęła dom i ruszyłam do Harrego. Doszłam. Zawsze wchodziłam bez pukania, więc postanowiłam nie psuć tej "tradycji", Siedział. Raczej leżał na kanapie. W ręku trzymał pilot i przełączał kanał po kanale. Był przygnębiony. Nie usłyszał mnie. Nie przerywałam mu. Przyglądałam się ruchom jego ręki. Jak wytrwale naciskał guziki. Nie wytrzymałam. Wszyscy mieli rację. Tęskniłam. Tak cholernie tęskniłam. Zaszlochałam. Usłyszał to. Odwrócił głowę. Zauważył mnie. Jego oczy zabłyskały. Wstał, a ja do niego podbiegłam i namiętnie pocałowałam.
- Przepraszam. Kocham Cię. - wyszeptałam mu do ucha,a on rzucił nas w wir pocałunków obejmując mnie najbezpieczniejszymi ramionami na świecie.

jutro dodam rozdział :D komenciki mile widziane 
xx - Mattie 

1 komentarz: