środa, 15 sierpnia 2012

img 36 cz.2


- Możesz coś jeszcze dla mnie zrobić ? - odezwałam się szeptem, już prawie zasypiając.
- Co tylko chcesz - odpowiedział ciszej ode mnie i nie przestawał gładzić mnie po czole.
- Pocałuj mnie.. - pokazałam delikatnie palcem na usta.
Nie wiem dlaczego akurat o to poprosiłam, jakoś czułam, że jest mi to potrzebne do dalszego funkcjonowania.
Bez chwili wahania zrobił to o co go poprosiłam. Chwilę później odpłynęłam w krainie Morfeusza.
Obudziłam się jak już było jasno. Koło mnie leżała Aly, a na podłodze Eddie. Po cichu zeszłam z łóżka. Zeszłam na dół i udałam się do wyjścia. Stwierdziłam, że śmierdzę alkoholem. Mamy nie ma w domu więc teraz mam najlepszą okazję, aby przedostać się z moim smrodem po domu do łazienki i wziąć kąpiel, a później wskoczyć w świeże wygodne ciuchy. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. oczywiście po drodze się potknęłam i zdarłam skórę na nodze. Nawet nie bolało, ale jak doszłam do domu to wyglądałam jak po II wojnie światowej.
Wykąpana i pachnąca usiadłam na krześle przy biurku i włączyłam swojego laptopa. Kiedy już zniknął ekran powitalny pojawiła się tapeta pulpitu. Byli na niej David i Cody. Zamyśliłam się patrząc w to zdjęcie. Zawsze poprawiało mi humor. Teraz było jakoś inaczej. Patrzyłam się to raz na Codiego raz na Davida i sama nie wiedziałam co chodzi mi po głowie. Z zamyślenia wyrwała mnie mucha latająca po moim pokoju i bzycząca mi do ucha. Jak ja nienawidzę tych owadów. UGHH ... Syczałam sama do siebie. Otworzyłam szerzej okno z nadzieją, że ta pomyłka natury wyleci, ale oczywiście robiła mi na złość i siadała mi albo na ramieniu, albo na nodze. Już później zrezygnowałam i padłam na łóżko zakrywając się poduszką. Oczywiście ktoś w tej błogiej ciszy musiał mi przeszkodzić i tym razem to nie była mucha tylko wibracja mojego telefonu.
- Słucham ? - odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Czemu wyszłaś i nic nie powiedziałaś ? Odprowadzilibyśmy Cię przecież ! - mówił zbulwersowany David.
- Przecież nic się nie stało. Jak słyszysz trafiłam i nic mi nie jest mam ręce i nogi - zaśmiałam się.
- Wiesz, że się o Ciebie martwię. ZAWSZE - podkreślił.
- Wiem i za to Cię KOCHAM - zrobiłam to samo co on.
Zaśmiał się.
- Zobaczymy się potem ? - rzucił nagle.
- Jasne.
- To do zobaczenia - powiedział i rozłączył się.
Długo siedziałam na łóżku bezczynnie popijając kawę. Przez moją obolałą głowę przelatywało setki myśli na minutę. Co dziwne było w nich więcej Davida niż Codiego... Czyżby był to początek czegoś nowego ?


krótkie, ale musicie mi wybaczyć :)
- M <3

2 komentarze: